Moja pierwsza sesja z Wolfensteinem II: The New Colossus, która miała miejsce w lipcu w Londynie, przebiegła pod znakiem frustracji. Choć produkcja studia Machine Games już wtedy pokazywała, że ma potencjał na grę serwującą nieskończone pokłady grywalności, ja spędziłem dwie godziny, siłując się z wersją naszpikowaną błędami i co rusz wywalającą mnie do pulpitu. Trudno więc było w pełni czerpać przyjemność z całej otoczki alternatywnej historii, zabawnych dialogów, a przede wszystkim z faszerowania przeciwników kilotonami gorącego ołowiu. Dwa miesiące później, po kolejnych kilkudziesięciu minutach ze znacznie stabilniejszą wersją gry, mój sceptycyzm zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Bo gdy The New Colossus działa jak należy, trudno o bardziej satysfakcjonującą zabawę
[...]